wtorek, 26 sierpnia 2014

Na zakręcie...

Powinna być obszerna relacja z jarmarku św. Dominika... Niby spędziłam w Gdańsku dwa tygodnie, ale nie miałam zbyt dużo czasu na zwiedzanie... Rano pobudka, szybki prysznic, pakowanie (śniadanie kupione na stacji benzynowej, a zjedzone w drodze), około 10 rozkładanie stoiska, układanie, przekładanie, szukanie, później spotkania, które z jednej strony były szalenie miłe, na prawdę - mam najcudowniejszych klientów na świecie! (Mówię to całkiem poważnie i to nie tylko ze względu na bardzo, bardzo małą ilość zwrotów/ wymian;)) Chodzi o to, że nie miałam zbyt dużo ubranek... Niby dużo, ale... sukienki, spódniczki, pumpy wyprzedały się bardzo szybko... Dlatego zapisywałam w zeszycie nowe zamówienia, które miałam zrealizować w ciągu zaledwie kilku dni... Czaaaaaaaaad. I mało kto marudził, świetne to było! Nie ze wszystkim zdążyłyśmy, nie wszyscy przyszli po odbiór, ale po pierwsze bardzo przydatne doświadczenie, a po drugie ze sporą częścią osób mailujemy:)
Wieczorem (około 20-21) pakowanie, sprzątanie i odwiedziny u Misi.
A Misia (tudzież http://cytrynna.wordpress.com/) jest cuuuuuuuuuuuuuuudna!
Przyjęła prawie 35 kg ekoubrankowego towaru, karmiła, poiła, udostępniała komputer, zabawiała, udało mi się nawet szyć na jej maszynie:)), pożyczyła wózek do przenoszenia z powrotem tych moich życiowych tabołów.
No i zrobiła zdjęcia;)

Tak mniej więcej prezentowało się moje stoisko:


Założyłam terminal, po to, by go zapomnieć;)

A tutaj z Wojownikiem Misi:
A tutaj z Małżonkiem Misi
i w końcu z normalnym jedzeniem... Przez dwa tygodnie żywiłam się pajdami chleba ze smalcem i zupami z baru pod pizzerią daGrasso
 

I brakuje mi zdjęcia z Małym Tomkiem...

W każdym razie... Do Gdańska na pewno w przyszłym roku przyjadę:) Rozważam przyjazd w listopadzie, ale jeszcze nie wiem... Jechanie przez całą Polskę jest niezwykle męczące... Zwłaszcza jak wisi nad Tobą wyjazdowe fatum... Od sytuacji, gdzie przed piętrowym polskim busem stoi 152 osób (solidarnie, wszyscy około 23 w nocy czekaliśmy aż dojedzie drugi autobus, z innej firmy (i bez wi -fi;/)), po godzinne opóźnienia, zepsucie się autobusu około 100-200 km przed miejscem docelowym (przesiadka o 4 rano;/), po kontrole, bo za dużo osób wsiadło, a nikt nie może stać (a i tak stali...)
Właściwie to przez ostatnie tygodnie to sporo kursowałam na trasie: Kraków - Gdańsk - Bielsko - Warszawa...

Co do Warszawy, to zapraszam, zapraszam! Za kilka dni!

Wydrukujcie sobie kupon, a zaoszczędzicie 10 zł. Bo stety - niestety, ale wstęp jest płatny... 10 zł. W każdym razie z kuponem za freeeeeeeeeeeeeeeee!

O ile ekoubrankowo jest do przodu i pojawiają się nowe produkty, wzory, propozycje, o tyle prywatnie, co ma się popsuć to się psuje... Dziwna sytuacja, bo z jednej strony ciężka sytuacja, o której nie do końca chcę pisać, a z drugiej, jak tłumaczyć się z opóźnień, czy braku odpowiedzi na maile... W każdym razie komputer już jest, internet też i nadrabiam po nocach zaległości (w dzień przygotowania do targów Moje Dziecko i realizacja bieżących zamówień).

Ps. Na Torwarze moje stoisko będzie na przeciwko sceny.
Ps 2. Trzymajcie kciuki za mojego tatę. Stan stabilny, ale przestraszył nas wszystkich... W każdym razie wyjdzie ze szpitala zdrowszy. Musi.

3 komentarze:

  1. Szalona, Ty to masz. Pamiętaj, że o siebie też czasem trzeba zadbać - gadanie, jakbym ja to robiła ;) Oczywiście trzymam Kciuki za tatę :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Dajesz czadu dziewczyno, gratuluję gdańskiego sukcesu. A za tatę trzymam kciuki, zwłaszcza, że ostatnio pół blogosfery kibicowało mojej mamie. Dziewczyny potrafią wysyłać dobre fluidy, więc i Tobie przesyłam ja.

    OdpowiedzUsuń
  3. Fluidy działają, tata czuje się dobrze, sprawy się prostują - dziękuję:)

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za komentarz:)

Zapraszam po więcej...

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...